czwartek, 12 marca 2015

Święte Miejsce

Teometr tykał coraz bardziej intensywnie. Ksiądz Jakub spojrzał na urządzenie. Pokazywało w tym momencie rekordowo wysokie stężenie Boga - bo aż 3 459 Janów Pawłów. Cały kompleks Lourd wraz z setkami pielgrzymów zgromadzonych na wieczornej mszy był w stanie wykazać 500 jednostek. I to w najlepszym wypadku, bo niekiedy ilość Boga, jaką dało się wykryć w sanktuarium, drastycznie malała. Eksperci podejrzewali, że spadki są powodowane tym, iż w niektóre dni duże ilości pielgrzymów przysypiają w ławkach zamiast się modlić. Tykanie robiło się coraz bardziej uciążliwe. Każdy dźwięk, każdy mechaniczny brzdęk ksiądz Jakub odbierał teraz jakby było złośliwym pukaniem w środek czoła. Projektanci popełnili znaczący i jednocześnie trywialny błąd... Dźwięku nie dało się w żaden sposób wyciszyć. Można było owszem wyłączyć, odciąć dopływ prądu, ale w tym momencie księdzu zależało na porównywaniu odczytów. Teometr z mrówczym uporem, nieustannie informował o dużych ilościach wykrywanych jednostek. Buczał teraz tak, że każdego doprowadziłby do szału. Ksiądz Jakub ze wstydem zauważył, że przeszkadza mu wysokie stężenie Boga w powietrzu i przeżegnał się.

Spojrzał na trzymane w ręku urządzenie. Przypominało licznik Geigera z naprawdę starych filmów. Nad wyświetlaczem widniał jednak malunek Chrystusa umierającego na krzyżu. Wynalezienie urządzenia było olbrzymim przełomem i oczywiście jeszcze większą kontrowersją. Z początku krążyły o nim jedynie plotki. Brukowe gazety na całym świecie pisały o młodym argentyńskim inżynierze-elektroniku, który opatentował aparat do mierzenia stężenia Boga. Po pierwsze informacja brzmiała jak kolejna sekciarska bzdura, po drugie inżynier ze wszystkich stron i punktów widzenia kwalifikował się jako przeciętny... Z trudem ukończył studia i z trudem przychodziło mu nawet utrzymanie pracy. Teometr rzekomo skonstruował pod natchnieniem, które spłynęło na niego po długotrwałej modlitwie.
Sprzęt zaczął stawać się popularny. Pojawiał się na półkach sklepów z dewocjonaliami. Niektórzy mniej ortodoksyjni księża zaczęli go używać do wyznaczania miejsc pod nowe kapliczki. Nie wiadomo po jaką cholerę kupowali go też wierni. Teometr był mocnym prztyczkiem wymierzonym w nosy ateistów. Istnienie Boga już nie było niedającą udowodnić hipotezą. Plany budowy urządzenia były powszechnie dostępne. Każdy z minimalną wiedzą elektroniczną mógł je samodzielnie złożyć i sprawdzić, że faktycznie wykazuje zwiększone odczyty w kościołach, nad Biblią tudzież podczas modlitwy. Całkowicie przy okazji teometr dawał też możliwość udowodnienia wyższości katolików nad innymi wyznaniami. W świątyniach prawosławnych, hinduistycznych czy muzułmańskich sprzęt milczał jak zaklęty. Ostatecznie papież Pius XIII zatwierdził urządzenie jako oficjalną część wiary katolickiej i tym samym przeszedł do historii jako papież gadżeciarz...
Teometr wręcz wibrował w rękach księdza. Odczyty szczytowały - przekraczały teraz poziom 4 5000 Janów Pawłów. Ksiądz Jakub dokładnie przeczesał całą okolicę. To tutaj w mało uczęszczanych ostępach Uralu był punkt, w którym znajdowało się najwięcej cząstek Boga na świecie. Ksiądz od lat zbierał informacje i przeczesywał trzymając w rękach teometr miejsca, o których mówiły plotki. Był na górze Synaj, był w Nazarecie, był nawet w Częstochowie. Ale nigdzie nie znalazł odczytów tak wysokich jak w tym niewielkim odcinku pasma górskiego oddzielającego Europę od Azji... Zdjął kapelusz, przeżegnał się, rozejrzał. Z przykrością stwierdził, że jest tutaj dosyć brzydko... Znajdował się w niewielkiej kotlince, której dno pokrywały pokruszone, szare kamienie a otoczenie stanowiły wyschnięte krzaki. Dlaczego akurat tutaj odczyty szalały? Może stała tu kiedyś świątynia...

Pierwsze objawy zauważył po powrocie do Rzymu. Po każdej wyprawie kierował się do wiecznego miasta, aby zdać dokładny raport ze swoich kolejnych poszukiwań. Kiedy szedł wąskimi uliczkami, ludzie się za nim obracali. Miejscowe śniade Włoszki, francuscy i niemieccy turyści, bezczelni amerykanie, pielgrzymi z najbardziej egzotycznych miejsc świata. Podejrzanie długimi spojrzeniami mierzyli go też hotelowi recepcjoniści, sprzedawcy pieczonych kasztanów, młodzi klerycy, właściwie wszystkie osoby, z którymi się zetknął. Sam przez dłuższy czas nic nie zauważał. Dopiero któregoś wieczora, kiedy wszedł do łazienki i zapomniawszy zapalić światła spojrzał w lustro, zauważył. Szklana tafla przypominała klasyczne malowidło przedstawiające świętego. Wokół głowy księdza Jakuba kwitła i jarzyła się trudno dostrzegalna aureola. Niemal natychmiast sięgnął po teometr i zmierzył natężenie Boga wokół siebie. Tysiąc. Więcej niż wokół papieża lub całego stadka biskupów. Właśnie, technicznie rzecz ujmując został świętym.

- Od kiedy odczuwa ksiądz bóle głowy? - lekarz był największym na świecie specjalistą od tego typu przypadków, co oznacza że nie wiedział o nich nic.
- Od mniej więcej miesiąca.
Lekarz przetarł okulary a później potarł czoło.
- A stygmaty?
- Pojawiły się tydzień temu.
Ręce i nogi ksiedza Jakuba krwawiły od siedmiu dni. Ran nie dało się zatamować, czuł wyraźne osłabienie organizmu. Łokcie i kolana rwały go tak, jakby właśnie umierał na krzyżu. Kilka razy otrzymał krew od dawców, bo jego własna powoli i nieubłaganie wyciekała przez drobne rany. Jednocześnie wokół głowy i w mniejszym stopniu na obrzeżach całej sylwetki jarzyła się aureola.
- Nie będę owijał w bawełnę. Jeśli się nie zdarzy cud, umrze ksiądz w ciągu najwyżej miesiąca. Tylko, że ta choroba to już jest cud... Najwyraźniej mamy do czynienia z pierwszym w historii napromieniowaniem przez zbyt dużą ilość Boga...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.