wtorek, 30 grudnia 2014

Kleszcz

Przyglądał się pomysłom na slogany reklamowe mające przynieść dziesiątki tysięcy zysków producentowi niezbyt popularnego masła. Cała strona pokryta była pojedynczymi słowami, niepełnymi zdaniami i przede wszystkim bezsensownymi gryzmołami. W niespójnym chaosie, który zawsze zostawał po jego tak zwanym procesie twórczym, dwie koncepcje najbardziej przyciągały uwagę. Rozważał wybranie: "Smaruj, jedz, ciesz się życiem" oraz "Poczuj się jak pączek w maśle". Pierwsze hasło wydawało się lekko naciągane i już widział, że sprowokuje niektórych klientów do komentarzy w rodzaju "Smaruj, tyj, ciesz się cholesterolem." Mimo wszystko podobało mu się. Slogany rzadko okazywały się stuprocentowo trafne. Drugie hasło było zbyt niejasne. Sugerowało, że ktoś będzie zanurzał ludzi w roztopionym produkcie mleczarskim. Sięgnął po czerwony długopis, aby podkreślić pierwszy slogan. Jego ręka jednak zadrżała, po czym zamazała zdanie kilkoma złośliwymi ruchami. Powędrowała po kartce i zatoczyła nierówny owal wokół drugiego hasła. Kleszcz podjął decyzję. Marcin zagryzł dolną wargę, odłożył kartkę i przeniósł ręce na klawiaturę. Szybko napisał do producenta maila z propozycją reklamowego sloganu: "Poczuj się jak pączek w maśle."

To było wszystko na dzisiaj. Posprzątał rzeczy z biurka, wyłączył komputer. Spędził w agencji i tak więcej czasu niż powinien. Nici z treningu. Dzisiaj rezygnował z siłowni. Nie chciało mu się...
Kiedy wychodził z firmy nogi zamiast skręcić w prawo zaraz za drzwiami, poprowadziły go prosto na drugą stronę ulicy. Niewiele dalej skręciły w lewo i posłały go w kierunku siłowni. Kleszcz miał inne zdanie na temat spędzania dzisiejszego wieczoru. Przytrzymał go na bieżni tak długo, że Marcin ledwie miał siłę wlec się do domu...
To był naprawdę długi i ciężki dzień. Z hasłem szło mu ciężej niż zakładał. Pochłonęło zbyt dużo czasu. Do tego musiał oczywiście pracować nad innymi rzeczami... Chciał się po prostu położyć. A wcześniej zjeść pizzę popitą hurtowymi ilościami piwa.
Kleszcz zatrzymał go przed warzywniakiem i za pomocą rąk Marcina i przede wszystkim jego głosu kupił bakłażana. sałatę, pomidora, ogórka. W osiedlowym sklepie chwilę dalej dobrał jeszcze sos vinegrette. No i po pizzy. Na kolację zje lekką sałatkę/ Marcin długo stał przed lodówką z piwem. Wahał się, a raczej dosłownie bił z samym sobą. Kleszcz pozwolił mu wziąć piwo. Jedno. Małe, Heineken w butelce zero trzy. I tak nieźle, bo czasami jakby złośliwie wybierał tanie piwka bez smaku. Puszkowe szczyny, od których samoczynnie wykrzywiała się twarz. Tak, jakby chciał obrzydzić swojemu gospodarzowi samą koncepcję picia piwa. Marcin był smętny i pobity, ale, z jakiegoś niezrozumiałego dla ludzkiego umysłu powodu, Kleszcz kazał mu uśmiechnąć się do ekspedientki.

Marcin oczywiście słyszał o pigułkach gwałtu dorzucanych do drinków. Nigdy nie sądził jednak, że może stać się bohaterem jednej z dotyczących ich historii. Wyszedł na piwo z kumplami. Mieli szlajać się całą noc, chlać i oczywiście podrywać wszystko, co znajdzie się w zasięgu wzroku. Chłopaki w miarę szybko jednak zmyli się do domu, a on miał ochotę na jeszcze kilka głębszych. Skończył pijąc z nieznanymi facetami o lekko podejrzanym akcencie. Ich nalane twarze, tanie skórzane kurtki i zdania gęsto przetykane słowami z rosyjskiego, były ostatnią rzeczą, jaką pamiętał. 
Ocknął się w pomieszczeniu. Tak je zapamiętał. Po prostu jako pomieszczenie. Komórka, magazyn, może stare i naprawdę źle utrzymane mieszkanie. Nieznajomi towarzysze imprezy nachylali się nad nim. Mówili coś do siebie, ale Marcin nie słyszał. To tak jakby oglądał film z wyłączonym dźwiękiem. Nie mógł też się ruszać, a wizja wydawała się rozmyta i jakby senna.
Nieznajomi wymienili kilka zdań, po czym jeden z nich sięgnął za plecy i wyjął Kleszcza. Pierwsze słowo, jakie Marcinowi przyszło do głowy na widok stwora. Ale za to najbardziej trafne. Napęczniały korpus, długie i ruchliwe odnóża. Zdecydowanie zbyt dużo odnóży. Chyba dwanaście. Pysk zakończony ni to ssawką ni to kolcem. 
Zaraz po przyłożeniu do potylicy Marcina, Kleszcz zaczął się pieczołowicie i cierpliwie wwiercać w czaszkę.

Marcin dotknął blizny na potylicy. Przejechał po niej palcami. Kiedyś zrobił telefonem zdjęcie tej zasklepionej ranie. Była fioletowo-sina, a wokół rozchodziły się zmarszczki. Nie miał pojęcia, jakim cudem Kleszcz przecisnął się przez tak niewielki otwór, ani co się z nim stało później. Stworzenie, które widział w rękach wschodnich bandytów, było zdecydowanie zbyt duże, by ukryć się pomiędzy czaszką a mózgiem. Ale on tam był. Marcin odrobinę częściej niż by chciał, czuł jego obecność.
Co więcej, wiedział, że nie jest jedynym nosicielem. Kleszcz wykrywał inne stwory swojego gatunku. Marcin czasami mijając obcych ludzi miał takie przeczucie, jakby ich znał, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Intuicja mówiła mu, że też mają z tyłu głów fioletowe blizny.
W głowie chłopaka żył insekt rodem z horrorów klasy C, który na dodatek całkowicie przejął nad nim kontrolę. Kleszcz jednak nie kazał Marcinowi przygotowywać ogólnoświatowej inwazji, ani nawet uganiać się po barach, aby zarazić kolejnych spitych frajerów mózgojadem.
Marcin stał na balkonie i patrzył na osiedle. Chciał zapalić, ale Kleszcz mu nie pozwolił. Od dawna już nawet nie kupowali fajek. Wrócił do wnętrza mieszkania i wyłączył muzykę. Ucieszył się, kiedy klasyczny jazz, w jego uszach brzmiący jak kocie zawodzenie, umilkł. Marcin wolałby posłuchać wieczorem metalu. Kleszcz zawsze jednak włączał Milesa Davisa. 
Zgasił światło i zbliżył się do łóżka. Skrzywił się w myślach. Dziewczyna, która przeciągała się przez sen pod kołdrą była ładna, ale nie podobała mu się. Nie lubił jej. Drażniła go. Mieszkali razem od pół roku. Kleszcz ukłuciem w hipokamp nakazał mu delikatnie wślizgnąć się pod kołdrę. Dotyk ciała parzył, oddech drażnił. Najbardziej jednak irytował fakt, że Kleszcz wybierał się razem z dziewczyną (i oczywiście Marcinem) na wakacje do Turcji i tam planował jej się oświadczyć podczas jednego z śródziemnomorskich zachodów słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.