środa, 27 sierpnia 2014

Opętanie

Edward patrzył jak jego córka rzuca się po łóżku. Oczy dziewczynki w całości pokrywało bielmo, twarz nabrała koloru sino-zielonego, z ust wystawał długi, wijący się język. Jednocześnie z głębi gardła Marysi dochodziły charczące dźwięki. Słowa, nie słowa,obco brzmiące zgrzyty i skrzeki nacechowane podejrzaną regularnością. Egzorcysta stał z zimnym, kamiennym profesjonalizmem i recytował modlitwy. Po łacinie, bo podobną są bardziej skuteczne. Córka Edwarda rzuciła się całym ciałem w kierunku księdza, ale coś zatrzymało ją w locie. Zamarła na chwile z szponiastymi rękoma wyciągniętymi przed siebie jakby ktoś oglądał film z nią w roli głównej i zapauzował ją w stopklatce. Egzorcysta wypowiedział jeszcze jedno Gloria Patri, et Filio, przeżegnał się, opuścił krucyfiks. Jednocześnie Marysia łagodnie opadła na łóżko. Uspokoiła się, zieleń na jej twarzy zaczęła blednąć, na ustach pojawił się cień uśmiechu. Ksiądz odwrócił się i uspokajająco skinął do Edwarda głową. 
- To nic takiego - powiedział ciepłym głosem - zwykłe zimowe opętanie. Więcej diabłów opuszcza piekło, bo noce są dłuższe, mnożą się na ziemi i dochodzi do takich niegroźnych przejęć. Tydzień w domu, wypiszę zwolnienie. Proszę postawić przy łóżku obrazek świętego Antoniego. Musi być pobłogosławiony co najmniej przez biskupa. Proszę też dwa razy dziennie odmawiać nad córką "Litanię do przenajświętszej Marii Panny". Nie zaszkodzi również podawanie hostii na odporność. Raz dziennie, pod wieczór.
Za Edwardem stanęła żona. Oparła dłoń na jego ramieniu. Była w szlafroku, jej czoło pokrywał gęsty pot. Ją też brało. Diabli ją brali.
- Żebyś tylko.. ekhmet tehet się jeszcze nie rozłożył Edziu, neferthe - opętanie u małżonki Edwarda dopiero się zaczynało. Jej twarz wyglądała normalnie. Dało się dostrzec na niej jedynie lekkie zmęczenie. Raz na parę sekund oblicze żony przybierało demoniczny wyraz, a z ust toczyły się frazy z jakiegoś zapomnianego języka. -bo jak wszyscy ekhurat magande będziemy chorzy, to nie bę..ejeehte dzie trzeba prosić o pomoc ciotkę Jadźkę. Kheften... Ato franca.
Edward poklepał ją po dłoni i zaprowadził egzorcystę do pokoju syna. Przecież od dawna jej powtarzał, żeby nie chodziła na tą cholerną jogę, bo coś przywlecze. Dzieci jak to dzieci, łatwiej łapały diabły. Wystarczyło jedno niegroźne wstąpienie i trzeba było później egzorcyzmować całą klasę. Edward westchnął głośno. To chyba jego wina. Był architektem, pracował w domu. Siłą rzeczy więc, chodzenie z dziećmi na badania stało się jego obowiązkiem. Kiedy Marysia zaczęła wykazywać pierwsze symptomy zabrał ją do publicznej przychodni. Jak zwykle smród, brud i kolejki. Siedzieli w poczekalni prawie dwie godziny. Fakt, że tyle matek czekało tam z opętanymi dziećmi powinien mu dać do myślenia. Jakiś chłopiec biegał tyłem po ścianie. Zdenerwowana kobieta uspokajająco głaskała córeczkę po obracającej się główce. Inna matka podtrzymywała czoło swojej pociechy, gdy ta wymiotowała ogniem do klozetu za otwartymi drzwiami toalety. Egzorcysta z NFZ, burkliwy, zmęczony ksiądz powiedział, że to nic i zalecił słuchanie mszy radiowych. Ładne mi nic. Prawie cała rodzina chora, córka miota się po łóżku, syn wypuszcza nosem szkarłatne skarabeusze, a żona recytuje zaklęcia w jakimś zakazanym dialekcie aramejskiego. Dobrze, że Edward zawsze miał wysoką odporność na demony.
Ksiądz recytował modlitwy w pokoju syna. Pawełek - starsze dziecko Edwarda, przechodził chorobę trochę ciężej. Niby to samo opętanie, ale występowały odrobinę inne objawy. Ksiądz otworzył drzwi, był lekko spocony, jego spokój zdecydowanie został naruszony. 
- Wie pan, ja mógłbym tam wyrecytować cały brewiarz, ale to i tak nic nie da... Wdała się infekcja. Zwykły diabeł, który zamieszkał w głowie pana syna, okazał się wyjątkowo pracowity. Otworzył przejście dla Amun-ra. To egipski demon, spoza naszych stref wpływów. Nie boi się krzyża, nie boi się Maryi.
Edward zajrzał do pokoju. Jego syn w pozycji stojącej unosił się pod sufitem i wirował. Głowa była nienaturalnie leżała na ramieniu. Twarz śmiała się jakimś pradawnym grymasem, a z nosa wylatywały chrząszcze, moskity i szarańcza.
- Czy możemy się rozliczyć? - kontynuował ksiądz - Trzysta złotych się należy. Dam też panu numer do specjalisty. Oczyścili ze złych duchów połowę Afryki, więc mogą pomóc...
Wypisał coś na kartce. Edward westchnął, odliczył pieniądze, wręczył je księdzu, znowu westchnął. Jeszcze tego mu brakowało w domu, jakiegoś diabła z czasów faraonów. Przeczytał nazwisko na kartce: "Imam Ahmed ibn Arahim". No nic będzie trzeba zabrać syna do specjalisty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.