czwartek, 24 lipca 2014

Trzeci stopień

Byli inni. Żadne tam odmienni, po prostu inni. Różnili się od ludzi wszystkim, czym tylko się dało. Michal stał przy oknie schronu i patrzył przez szybę na szalejącą za oknem burzę zdecydowanie zbyt dużych, wielokątnych liści. Planeta była bardzo przewidywalna z meteorologicznego punktu widzenia. Porywisty wiatr wiał tutaj prawie przez cały czas. Każde wyjście na zewnątrz groziło zdmuchnięciem. Dlatego przed opuszczeniem schronienia należało dociążyć się specjalnym pasem. Obcy nie mieli tego problemu. Ich długie, pałąkowate ciała wrastały w ziemię. Pojedyncza, podobna do pnia noga cały czas zagłębiała się w glebę. Wyrastające z jej podstawy korzenie, odrobinę podobne do macek, ryły glebę i w ten sposób ciągnęły ciało do przodu. Michal wiedział to wszystko z raportów sond - małych upierdliwych robotów, które badały powierzchnię globu. Sam jeszcze nie miał przyjemności spotkać się z żadnym z tubylców. Aż do teraz. 

Obcy krążył dookoła jego schronienia. Michal chciał zakląć, ale tylko zamruczał pod nosem. Nie miał zamiaru zamienić się w samotnego czubka, który siedzi w metalowym bunkrze i mówi do siebie. Kiedy decydował się wyruszyć na misję, powiedzieli mu, że planeta jest niezamieszkała. Naukowcy wykryli oczywiście na jej powierzchni życie. Natomiast byli święcie przekonani, że jest pozbawione inteligencji. Właściwie należało się spodziewać, że metody zbierania informacji sięgające na drugi koniec galaktyki mają spory margines błędu. Na miejscu okazało się co innego. Statek wypuścił setki robotów badawczych, latających z cichym buczeniem kulek metalu, które zagłębiały się w każdą norę i katalogowały wszystko, co napotkały na swojej drodze. Michal był tutaj z przyczyn biurokratycznych. Roboty świetnie wykonywały swoją pracę, natomiast prawo jasno zabraniało wysyłania na nowo odkryte globy misji bezzałogowych. Dlatego dla oszczędności pchano na nie takich niewykwalifikowanych desperatów jak on. I to właśnie człowiek, który nie radził sobie w życiu i nie potrafił utrzymać pracy dłużej niż pół roku, będzie reprezentantem ludzkości podczas pierwszego spotkania z obcą, nieznaną dotąd cywilizacją.

Roboty już pierwszego dnia odkryły, że jedne z mocno niesamowitych zwierząt zamieszkujących planetę wykazują ewidentne znamiona kultury. Opiekowały się sobą, tworzyły narzędzia, praktykowały sztukę. Posiadały też język. Elektroniczni zwiadowcy donieśli mu, że obcy porozumiewają się zmieniając układ czterech wachlarzowatych wypustek wyrastających powyżej zbyt długiej nogi. Ruchy nosiły ślady mowy artykułowanej, natomiast były zawiłe i pokręcone jak dobry szyfr. Każdy wachlarz mógł się ustawić w dziesiątkach kombinacji, dlatego systemom statku jeszcze nie udało się opracować tłumaczenia. Automatyczny translator buczał i zawodził. W momencie zbliżenia się obcego, roboty zdwoiły swoje wysiłki nad zbieraniem informacji o języku. Na  jaśniejącym na zielono pasku translatora pozostało trzy procent. Trzy procent i będzie mógł zrozumieć mowę obcego.

Tylko o czym z nim tutaj pogadać? Znaczna część życia planety przypominała poruszające się koralowce. Zwierzęta i tutejsi hmmm... ludzie żywili się wszechobecnymi, niesionymi przez wiatr liśćmi i owocami. W każdym razie nie występowały tutaj drapieżniki. Dlatego drastycznie spadała szansa na to, że Michal zostanie zaatakowany.

Patrzył na ekran i z niedowierzaniem drapał się po głowie. Nigdy szczególnie nie interesowała go biologia, a już w szczególności biologia kilku obcych ras, które do tej pory zostały odkryte. Teraz miał przed sobą cały doktorat, metodycznie stworzoną bez pomocy człowieka dysertację na temat rozmnażania. Tubylcy nie mieli płci. Wymiana genów następowała przez specyficzną formę kanibalizmu. Pałąkowaty stwór stawał nad zwłokami pobratymca i swoimi macko-korzeniami pobierał maź rodną, tworzącą się w momencie śmierci. Tak dochodziło do zapłodnienia. "Dzieciątko" obcych miało siedem różnych faz larwalnych. Roboty nie były inteligentne w klasycznym tego słowa znaczeniu, za to świetnie radziły sobie z pracą tradycyjnie zlecaną naukowcom. Ukuły dla tego typu rozmnażania termin: "Necrogeneza".

Boty wykryły u obcych dwa zmysły - biologiczny odpowiednik bardzo czułego sejsmografu w stopie oraz coś jak echosonar, tylko na prąd. Przynajmniej tak to rozumiał Michal. Sonar rozpuszczał wokół fale elektryczne, kiedy wracając informowały o otoczeniu. Z raportu botów wynikało, że sonar jest bardzo dokładny. Pozwala zdobyć więcej informacji o otoczeniu niż wzrok. Co z tego, skoro stwory nie widziały, nie słyszały, nie czuły i nie wąchały w ludzkim tego słowa znaczeniu? Michal przetarł pot z czoła i popatrzył przez wizjer na stwora. Obcy już nie krążył. Stał i wił się na swojej strzelistej nodze. Niewydarzony astronauta widział jak jakieś dwa metry nad jego głową pracują komunikacyjne wachlarze. Trzepot czterech małych skrzydeł ważki. Błyskawicznie zmieniające się ustawienia. Obcy najprawdopodobniej coś mówił. Tylko co? Pasek autotłumacza pokazywał jeden procent. Michal westchnął i niemal odruchowo pomachał do obcego. Obiecywali mu, że będzie mógł przez pół roku siedzieć w bunkrze i oglądać stare filmy, a tymczasem przypadła mu rola emisariusza ludzkości w pierwszym kontakcie z obcą cywilizacją. Fakt, że wcześniej nie poradził sobie w zawodzie spawacza i nadzorcy śmieciarek wcale nie wróżył przyszłym relacjom obydwóch inteligentnych ras szczególnie dobrze.

Stwór poruszył się. Jego zakorzeniona noga gwałtownymi szarpnięciami przybliżała się do włazu. Nie był tak wolny na jakiego wyglądał. Właściwie wcale nie był wolny. W ciągu niespełna minuty stwór znalazł się przy drzwiach i zaczął o nie rytmicznie pocierać ciałem.

"No to świetnie." pomyślał Michal i tym razem już zaklął. Puścił nerwy z wodzy, a może zresztą same się zerwały, i z całej siły kopnął w stolik. Alarm bunkra zaczął cicho piszczeć. Obce coś naciera mu na drzwi, a dźwięk alarmu brzmi tak, jakby chodziło o zwykłe zaspanie do pracy. Stwór na pewno nie da rady sforsować drzwi. Były z jakiegoś nowego nanokrystalicznego stopu tytanu, którego metody produkcji Michal za żadną cholerę nie był w stanie zrozumieć.

Zaklął ponownie i stwierdził, że ma dość bezczynności. Założył hełm z przezroczystą przyłbicą, zapiął obciążnikowy pas. W jedną rękę wziął promiennik a w drugą automatyczny translator. Otworzył właz, przyjął na siebie gwałtowny podmuch wiatru i stanął z obcym oko w wachlarz.

Wiało, ale właściwie powinien się tego spodziewać. Przelatywały nad nimi tabuny liści i owoców. On sam chwiał się, ale na szczęście pas, zasilany gravitechem, skutecznie wbijał go w ziemię, jednocześnie czyniąc poruszanie niewiarygodnie trudnym.

A obcy z bliska był jeszcze większy. Górował nad Michalem jak sosna. Wijąca się i lekko oślizgła sosna. Po bokach, lekko z tyłu wyrastały z tułowia jakieś taśmy i narośla podobne do bulw. Michal ich wcześniej nie widział. Czyżby wysunęły się z ciała teraz? Czyżby obcy wysuwał przeciwko niemu jakiś swój odpowiednik gardy? Michal taksował stwora, nie wiedząc, co robić wymierzył w niego promiennik. I w tym momencie w jego słuchawkach zaskrzeczał autotranslator: "Język złamany. Pełna gotowość do tłumaczenia."

Wachlarze zatańczyły, tłumacz wyłapał ich ruch i zakomunikował słowa obcego do wnętrza hełmu Michala. "Walniesz kielicha?" zabrzmiało w jego głowie pytanie oślizgłej wijącej się sosny. Stwór wyciągnął w jego kierunku jedną z bulw i w tym momencie Michał zrozumiał, że to nie jest część ciała, ale bukłakopodobne naczynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.