sobota, 27 czerwca 2015

Emu

Obudziła go w środku w nocy. Allen sięgnąć po telefon leżący na stoliku. Zrobił to odruchowo, bo chciał, żeby świdrujący dzwonek umilkł. Kiedy jednak już trzymał słuchawkę w dłoni, podniósł ją do uszu i wychrypiał:
- Haloooo?
- Allen?
- Tak.
- Dobrze cię słyszeć. Tutaj Missy.
- Jaka Missy?
- A no tak. Nie wiesz, jak mam na imię. Znamy się z poprzedniego wcielenia. Byliśmy razem strusiami.
Allen obejrzał się na śpiącą w rozgrzebanej pościeli żonę. Wstał i chyłkiem przeszedł do pokoju dziennego. Zamknął za sobą drzwi. 
- Emu - powiedział - byliśmy emu.
- A to takie podobne. - szczebiotała Missy.
Pamiętał ją dosyć dobrze. Ptasi móżdżek nawet jak na przedstawiciela rodziny kazuarowatych. Uganiał się za nią po pustkowiach Autralii jeszcze przed swoimi narodzinami. Trzy razy starał się o nią podczas godów. Raz mu się udało.
- Słuchaj, też mieszkam w Nowym Yorku. Spotkamy się na kawę? - przerwała ciszę.
Przypuszczał, że Missy czegoś chce. Jako ptak też czasem się do niego przymilała, a później okazywało się, że robiła to tylko po to, żeby wyjeść znalezione przez niego pasikoniki. Mimo wszystko odpowiedział:
- Tak. Jutro w centrum. Cafe de La Rouge przy dziewiętnastej przecznicy.

Siedział i denerwował się. Pił też mętną kawę i ukradkiem zerkał na zegarek. Drapał się po nosie, przebierał pod stolikiem nogami. Wszystko ze zdenerwowaniem. Telewizor wiszący w rogu Cafe de La Rouge wyświetlał wiadomości. Reporter mówił o nazistowskim oprawcy, który został skazany na dożywocie. Aktualnie miał trzy lata. Umarł gdzieś w Argentynie i odrodził się w USA. Pechowo z kompletem nazistowskich wspomnień. Kamera pokazywała zbliżenie na pucułowatą twarz i złote loki małego faszysty. To był precedens. Jeszcze nigdy w Stanach nie skazano człowieka za przestępstwa z poprzedniego wcielenia.
- Allen! - wykrzyczała od drzwi Missy.
Jej krótkie włosy sterczały nad głową jak pióra nad kuprem emu. Wielkie okulary przeciwsłoneczne przypominały wybauszone oczy ptaka. A może sobie tylko wmawiał? Nie widział jej nigdy wcześniej w tym ciele, ale nie miał wątpliwości, że to ona. 
- Missy?! Cześć, miło mi cię widzieć... To znaczy poznać.
- Widzieć. Znaliśmy się aż zbyt dobrze... - podniosła okulary i puściła do niego oko. Pocałowała go w policzek na dzień dobry.
- To jak mnie znalazłaś?
- Portal MojeWcielenie. Wpisałam "wielkie ptaki" i wyskoczyłeś mi na pierwszej stronie. Przeczytałam opis Twojego poprzedniego życia i wiedziałam, że to musisz być ty...
- Tak to ja. Co zamawiamy? Szarlotkę czy larwy ćmy? - Allen zdobył się na żart, ale właściwie od razu tego pożałował. Wyszło jakoś sztywno....
- Nie wiem, jak to mogłam jeść. Ale jednocześnie pamiętam, że jak byłam mała, ślinka mi ciekła na widok robaków. Myślę, że na naszej pierwszej randce powinniśmy zjeść coś ludzkiego.
- To nie jest randka. Mam żonę...
- To pewnie się dużo pieprzycie?
Na chwilę go zatkało. Później sobie przypomniał, że Missy była bezczelna także jako emu. Jakoś tak bezczelnie patrzyła bokiem.
- Nie, nie za dużo. Moja żona była w poprzednim wcieleniu prawosławnym popem. Kiedy myśli o seksie, zaczyna odruchowo śpiewać ruskie psalmy...
- Prawosławny pop? Uuuu. - zaszczebiotała Missy - Prędzej przeleciałabym strusia.

Missy zdecydowanie miała focha. Siedziała przy stoliku w swoich gigantycznych ciemnych okularach. Na dodatek odwracała od niego głowę i patrzyła w okno. Jej szare, ale zadziwiająco ładne, włosy niezmiennie kojarzyły mu się ze strusiem... Tfu... Z emu.
- Allen, mam tego dość.
Sama zaczęła go uwodzić parę miesięcy temu, ale teraz coraz częściej robiła mu wyrzuty. Tak jakby wszystko było jego winą.
- No ja trochę też...
- Czyli co?! Chcesz mnie rzucić?
- Nie.
- To chcesz się spotykać ze mną po hotelach i na noc grzecznie wracać do popa? To trochę, kurwa chore...
- Przestań się z niej nabijać. Ona ma problemy. Chodzi do psychoanalityka, żeby przestać myśleć o poprzednim wcieleniu. W zeszłym tygodniu jak wróciłem do domu, odprawiała panichidę...
Missy tylko wzruszyła ramionami.
- Missy, to będzie trudne, ale porozmawiam z nią. Chcę być z tobą.
Sięgnął do kieszeni marynarki. Położył na stole kopertę.
- Bilety do Australii. Dwa. Ty i tak nie masz stałej pracy, a ja coś znajdę. Myślę, że tam nam będzie najlepiej. Tak jakby wrócimy na stare śmieci...
Uśmiechnęła się. Zdjęła okulary. Uff.
- Poważnie?
- Tak.
-  Co myślisz? Jak ona na to zareaguje?
- Ostatecznie jest popem, więc chyba da mi rozgrzeszenie.

Allen z całych sił przyciskał usta do szyby i myślał. "Odchodzę. Mam kogoś." pamiętał, że powiedział właśnie te słowa. Pamiętał też histerię swojej żony. Nagły wybuch, który szybko przerodził się w furię okraszaną rosyjskimi wyzwiskami. Nie spodziewał się kilku rzeczy. Między innymi tego, że jego żona ukrywa w domu rewolwer. Jeszcze bardziej tego, że potrafi z niego strzelać. Spróbował westchnąć, ale skrzela średnio nadawały się do tej czynności. Poruszył płetwami i przesunął wargi w górę szyby. Często wspominał swój romans z Missy. Bo w końcu co miał do roboty jako glonojad?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.