czwartek, 14 stycznia 2016

Psychol

Po torach tramwajowych pełzł wąż. Z jego gigantycznej głowy wyrastały rogi dotykające czubkami trakcji elektrycznej.  Gad spiął zwoje i z głośnym sykiem zatrzymał się na przystanku. Otworzył paszczę i wypluł pasażerów na chodnik. Zwymiotowani ludzie potoczyli się po betonie jak szmaciane lalki. Niezdarnie wyplątywali się z żywego kłębowiska ciał i strzepując wydzielinę oddalali się w swoją stronę.
Marcin przez chwilę gapił się na rogatego gada, do którego pyska pchała się kolejna tura podróżnych. Zdecydował, że na spotkanie z psychiatrą jednak pójdzie piechotą. Spojrzał na zegarek. Za dwanaście trzecia. Niecały kwadrans do wizyty. Musiał się pospieszyć. 

Truchtem dotarł na koniec ulicy. Przejście dla pieszych. Sygnalizator płonął na czerwono. Fuks - nie minęło trzydzieści sekund i krwiste płomienie zgasły. Automat natychmiast pokrył się ogniem zielonym. Marcin przeszedł na drugą stronę i skręcił do parku. Przez alejki powinno być o wiele szybciej...
Z trawnika zaatakował go mastodont. Mięsożerny. Wyszczerzył żółte kły i kłapnął nimi tuż obok nogi. Na szczęście potwora powstrzymał trzymający go na łańcuchu karzeł. Pomachał do Marcina przepraszająco i wypuścił z ust kłąb fioletowego dymu. 
Zdarzenie obserwowała z ławki dwóch biblijnych starców. Obydwaj siwobrodzi mędrcy karmili manną dzikie anioły. Jeden z nich spojrzał na Marcina, zmierzył go dokładnie wzrokiem i powiedział:
- Ale grubas....
Marcin jęknął i jeszcze bardziej przyspieszył kroku. Dwie przecznice za parkiem stał budynek. Normalna kamienica mieszkalna, ale to tutaj miał znajdować się gabinet. Siewna trzynaście. Poszukał tabliczki. Nie było jej. Za to na ścianie siedziała chmara czarnych motyli synchronicznie poruszających skrzydłami. Układały się w liczbę trzynaście. To chyba tu. Podszedł do domofonu i przepatrzył wszystkie pozycje. Zza drzwi wyszedł kangur trzymający w torbie pompkę i części do roweru. 
- Szuka pan czegoś? - zapytał.
- Tak. Prywatna praktyka psychiatryczna. Doktor Borkowski...
- Trzecie piętro po lewej - powiedział kangur - psychol - dodał skacząc w kierunku pobliskich garaży.
Marcin tylko bezradnie zmierzył go wzrokiem.
Naturalnie nie było windy, więc wspinając się na trzecią kondygnację, całkiem mocno się spocił. Wszedł do przedpokoju gabinetu. Recepcjonistka wskazała mu kolejne drzwi.
Mężczyzna stał tyłem i patrzył się w okno. 
- Dzień dobry. - powiedział
- Dzień dobry. - odparł zdyszany Marcin. - Doktor Borkowski?
- Tak, dokładnie. - psychiatra odwrócił się. Jego oczy były całkowicie czarne, a jednak wydawały się płonąć. W klapie eleganckiego garnituru wisiał pentagram upleciony z wijących się nici srebra. 
- Co pana do mnie sprowadza? - zapytał mężczyzna uprzejmie.
Marcin opadł na stojące przy drzwiach krzesło. Otarł twarz chusteczką.
- Panie doktorze... Boję się o swoje zdrowie.
- A co się dzieje?
Psychiatra przesunął się do swojego biurka. Nie przeszedł, ale przesunął się. Kolana się nie zgięły, stopy nie oderwały od podłogi. Po prostu coś przemieściło całą, wyprostowaną postać do innego punktu pomieszczenia.
- Śmiało. Proszę mówić. Ja nie gryzę. - zażartował lekarz i roześmiał się piekielnym rechotem.
- Widzi pan, panie doktorze... Ja chyba obsesyjnie się obżeram.
- Doprawdy?
- Tak. Myślę, że nie kontroluję swoich nawyków żywieniowych. Dzisiaj rano wpadłem w jakiś amok. Zjadłem całą pudełko pączków. Dwanaście. Ja je po prostu pochłonąłem. Od dawna zbyt dużo jem, ale dzisiaj się przeraziłem. Zupełnie nie potrafiłem tego opanować... Dlatego tak się spieszyłem z tą wizytą...
- A poza tym?
- A poza tym wszystko w normie. Jestem trochę znerwicowany w kontaktach z ludźmi, ale myślę, że to spowodowane tym, że martwię się swoim obżarstwem. Może mi pan pomóc?
- Oczywiście. - uśmiechnął się lekarz.
Sięgnął pod biurko i wyciągnął spod szpulkę nici.
- Zaszyję panu usta.
- Ale jak ja będę mówił bez ust, panie doktorze?
Lekarz wyjął zakrzywiony nóż z grubymi zębami.
- Nie ma problemu. Wytnę panu drugie na czole...
- Proszę bardzo. - powiedział Marcin. - Na kasę chorych. - I odchylił się na krześle, żeby ułatwić lekarzowi pracę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.