poniedziałek, 30 czerwca 2014

Bóstwo

Dziesięć serii krzywych przysiadów. Dziesięć serii brzuszków, które ze względu na jego potężny garb bardziej przypominały kołyskę. Pompek nawet nie próbował robić. Za bardzo przeszkadzała mu przy tym krótka, pomarszczona i niedołężna ręka. Podniósł z ziemi duży kamień i z wysiłkiem zaczął go podnosić nad głową. Powtórzył trzydzieści razy i z gniewem rzucił głazem o najbliższe drzewo. Starł pot ze swojej pokrytej guzami czaszki. Zawarczał pod nosem. Był wściekły. Właściwie bez przerwy od jakichś dwóch lat. Sięgnął po karabin przykryty kurtką w korzeniach drzewa. Chwycił za kolbę, przetarł odruchowo lufę. Każdy inny strzelec w tym momencie odmówiłby krótką modlitwę do któregoś z bóstw wojny. Do Ardana, do Breven Tass, do Kehsi. Armie wszystkich krajów świata idąc na bitwę proszą bogów o pomoc. Czasem, jeśli akurat stający przeciwko sobie żołnierze pomodlą się do tego samego patrona, obydwie strony obejmuje bliźniacze błogosławieństwo, które odwraca kule, leczy rany i zamienia bitwę w nieskończenie długą i wyczerpującą wymianę kul. On się nie modlił. On Konrd Myślnski był zdany tylko na samego siebie. Tylko na swoją drżącą, skurczoną rękę i zaropiałe oczy. Skierował lufę w pobliskie paprocie i strzelił wyobrażając sobie, że kryją się tam wszystkie bóstwa świata.