Obudziła go w środku w nocy. Allen sięgnąć po telefon leżący na stoliku. Zrobił to odruchowo, bo chciał, żeby świdrujący dzwonek umilkł. Kiedy jednak już trzymał słuchawkę w dłoni, podniósł ją do uszu i wychrypiał:
- Haloooo?
- Allen?
- Tak.
- Dobrze cię słyszeć. Tutaj Missy.
- Jaka Missy?
- A no tak. Nie wiesz, jak mam na imię. Znamy się z poprzedniego wcielenia. Byliśmy razem strusiami.
Allen obejrzał się na śpiącą w rozgrzebanej pościeli żonę. Wstał i chyłkiem przeszedł do pokoju dziennego. Zamknął za sobą drzwi.
- Emu - powiedział - byliśmy emu.
- A to takie podobne. - szczebiotała Missy.
Pamiętał ją dosyć dobrze. Ptasi móżdżek nawet jak na przedstawiciela rodziny kazuarowatych. Uganiał się za nią po pustkowiach Autralii jeszcze przed swoimi narodzinami. Trzy razy starał się o nią podczas godów. Raz mu się udało.
- Słuchaj, też mieszkam w Nowym Yorku. Spotkamy się na kawę? - przerwała ciszę.
Przypuszczał, że Missy czegoś chce. Jako ptak też czasem się do niego przymilała, a później okazywało się, że robiła to tylko po to, żeby wyjeść znalezione przez niego pasikoniki. Mimo wszystko odpowiedział:
- Tak. Jutro w centrum. Cafe de La Rouge przy dziewiętnastej przecznicy.